Podczas burzy stulecia, po chwili wahania, wybiegam na balkon.
W pośpiechu przenoszę kwiaty do domu.
Po sekundzie jestem przemoczona. Na podłodze i ścianach woda.
Ale kwiaty uratowane.
sobota, 12 maja 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
skad ja to znam:)moj Malaszynski sie zawsze ze mnie smieje..."malo nog nie polamiesz,ale kwiaty sa cale a ty przeszczesliwa":)
OdpowiedzUsuńJa robiłam przed chwilą to samo... wniosłam wszystko do mieszkania i burza się skończyła :D
OdpowiedzUsuńMoje wnoszenie chociaż na coś się przydało, bo wczorajsza burza była długa i intensywna.
Usuń"Zimni ogrodnicy" szaleją... :) Jeszcze "zimna Zośka" i kwiaty znów na balkon.
OdpowiedzUsuńA w Krakowie kto rano wstaje...ten widzi słońce :) Od 11 rano pełne zachmurzenie, deszcz i tak ma być cały weekend.
U mnie tak samo.
UsuńPamiętam, jak moja mama celowo wystawiała kwiaty na balkon, na deszcz, żeby "odkurzyły się" i lepiej rosły. A ze mnie taki ogrodnik, że chociaż chciałabym, to w czasie deszczu i tak o tym zapomnę :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie swoje dziś "odkurzyłam" na balkonie
OdpowiedzUsuńJa obudziłam się w środku nocy, by uratować maleństwa. I stwierdzam, że misja zakończona.
OdpowiedzUsuńznam to;)
OdpowiedzUsuńTeż odkurzyłam - na szczęście nic się nie stało :))
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że nie mam balkonu ;)
OdpowiedzUsuń:))))
OdpowiedzUsuń