W filmach są zwykle momenty, w których główny bohater decyduje się, mimo wszystko, na podjęcie walki z systemem i resztą świata. Jest wtedy najazd kamery na twarz i odpowiednia muzyczka w tle.
- Zamawiałaś Lambadę w naszej drogerii? - Zamawiałam – mówię. - To Pani Ci mówi, że już jest. - A dlaczego mówi to Tobie? - Zaszłam tutaj i Pani mówi konspiracyjnym szeptem, bo Pani Przyjaciółka, tak mi się wydaję, że to Pani Przyjaciółka, zamawiała u nas lakier, Lambadę, przekaże Jej Pani, że już jest?
Od zawsze podoba mi się wizja noszenia w torebce notesu. Zapisywania w nim, a nie w telefonie, codziennych, urywanych myśli. Ktoś podarował mi taki notes. Nieznajomy.
Lubię życie pełne. Intensywne. Lepsza organizacja. Określone priorytety. Konkretne zadania do wykonania. Misterny plan, którego należy się trzymać, by zdążyć ze wszystkim.
I tylko gdzieś w przerwach daje się zauważyć zmęczenie.
- Czy ja mam ciężki charakter? – pytam Ją wieczorową porą. - Czy ja wiem? Taki jak ja, charakterystyczny. Po chwili kolejny sms. - Unikalny. Unikalny brzmi lepiej.
Jeśli chodzi o gotowanie jestem raczej na nie. Nie lubię. Nie potrafię. Nie sprawia mi to przyjemności. A mimo to, targ w Barcelonie wydał mi się dość urokliwym miejscem.
W kolacji z Przyjaciółmi. Kieliszku białego wina. Pysznym deserze, który przynieśli ze sobą i pytaniu Uczeszesz mnie?, w jakiś sposób odnajduję spokój. I siłę. Na kolejny tydzień.