sobota, 4 lutego 2012

the girl with the dragon tattoo

Nie mam pojęcia, choć mam podejrzenie, po co kręci się takie filmy.

The girl with the dragon tattoo

26 komentarzy:

  1. A ja mam pojęcie, zwłaszcza, że przecież cała trylogia już została nakręcona wcześniej... Ale skoro nie była Hollywodzka to według niektórych musiała być gorsza:/ Książek jeszcze nie czytałam, dlatego filmu nie oglądam. Ale prawda jest taka, że gdy będę już po lekturze to z chęcią sięgnę po film, ale ten nakręcony szwedzki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten z Hollywood jest jego wierną kopią. I to jest pozbawione sensu.

      Usuń
    2. A nie słyszałaś o tym, że Amerykanie nie lubią czytać książek, które nie mają angielskich imion? Tutaj pewnie chodzi o tą samą zasadę... Nie pierwszy i napewno nie ostatni taki przypadek:/

      Usuń
  2. a mnie sie podobał :)) Wierny książce, na dodatek było na kim oko zawiesić :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tak samo wierna jest szwedzka wersja :) I na kim zawieszałaś? Bo mnie się tylko Jego okulary podobały :)

      Usuń
  3. Anonimowy09:43

    Bo trzeba jeszcze wiecej kasy natłuc na tej miernocie sztucznie wylansowanej? To taka szwedzka Doda, Grochola, ta sama liga. Nudne, schematyczna, przewidywalna fabuła, Larsson nawet butów Mankellowi czy Fossum nie mógłby czyścić...

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy11:22

    Właśnie ta wersja jest bardzo ciekawa a szwedzka to takie flaki sojowe niby flaki a jednak nie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podobał ten film. Do tej pory współczuje tej dziewczynie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyny, no to ja już nie wiem! Oglądać czy nie?? Nie czytałam książki, nie widziałam wersji szwedzkiej. Czy jak zacznę od Hollywoodzkiej, to... co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja polecam bardzo!

      Usuń
    2. To też Ci się spodoba :) To jest fajny film, fajna historia. Rzecz w tym, ż wersja szwedka i ta najnowsza są identyczne. I stąd nie rozumiem sensu tej drugiej.

      Usuń
  7. książki przeczytałam, wersji szwedzkiej obejrzałam pierwsze kilka minut i nie umiem wybaczyć pomalowania Lisbeth ust. jakoś Amerykanie i usta obkolczykowali i nie wymazali ich czarną pomadką. niby szczegóły.
    Aktor w szwedzkiej wersji kompletnie niewiarygodny- w kiś tak wyglądającym miałaby się 24latka zakochać?błagam...I sama obsada średnio o 5lat za stara. Przemilczę aktorkę grając w szwedzkiej wersji Erikę.
    Amerykańska wersja jest bardzo dobra, świetna muzyka, genialna czołówka. Craig jest zmęczony, wymięty - pasuje idealnie a Mara- no cóż - trochę jednak mu ten film "ukradła". super że dostała nominację, trzymam za nią kciuki.
    też u siebie pisałam o filmie, choć stronię o recenzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Mara jest za delikatna do tej roli. Nie te rysy twarzy, nie ten chód. Wszystko zbyt eleganckie.
      Wielkim plusem szwedzkiej wersji jest to, że mamy szwedzkich aktorów mówiących po szwedzku. A nie, jak w wersji amerykańskiej, Szwecję, szwedzkie imiona, napisy i szyldy, i Craiga, który Szweda udaje.
      I mam wrażenie, że wszystko po to, by Amerykanie nie musieli oglądać filmu z napisami.
      A co się stało z twarzą Robin Wright, naprawdę, nie mam pojęcia.

      Usuń
    2. podobał mi się. początek i tak ze 3/4 filmu. zakończenie już nie.
      Mara jest mnie była idealną Lisbeth.
      A Robin - zestarzała się po prostu...

      Usuń
    3. Ale jakby z dodatkiem, tak zwanej, medycyny estetycznej.

      Usuń
    4. a mnie się wydało, że bez:))) dobre!:)

      Usuń
  8. ...zapewne tak jest, jak myślisz.

    OdpowiedzUsuń
  9. chcę obejrzeć, chociaż książki nie dałam rady przeczytać.
    Ale czy się uda pójść do kina? Nie wiem ...

    OdpowiedzUsuń
  10. mi amerykańska Eryka pasowała, NIE pasowała Szwedzka( Lena Endre). w ogóle stwierdziłam, że jeśli Szwedzi za przystojnego uważają aktora grającego Mikaela to słabo u nich z pojęciem "przystojny/atrakcyjny"

    a Mara ABSOLUTNIE mnie urzekła. Lisbeth była dziewczyną, niezależną i genialną ale dziewczyną a nie "babochłopem", no i ważyła 42kg więc musiała być "chucherkiem" .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przypominam sobie, by szwedzka Lizbeth ważyła więcej :)

      Usuń
    2. Poza tym, bycie "babochłopem" to jedno, elegancki chód ze ściągniętymi łopatkami to drugie. I nie sądzę, by którekolwiek miało być domeną głównej bohaterki.
      W kwestii "przystojności" Mikaela nie wypowiadam się - mnie nie podobał się ani jeden, ani drugi. I nie przypuszczam, by w tym wszystkim chodziło o to, by był On przystojny :)

      Usuń
  11. Ksiazki czytalam, szwedzka widzialam, na holiudzka sie nie wybieram, z zasady :-)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy22:23

    A mi sie podobał szalenie, jak malo który film i nawet to, że Craiga nie lubię mi wcale a wcale nie przeszkadzalo(chociaż to rzeczywiście amant, a nie ten lekko podstarzaly aktor w szwedzkiej ekranizacji...zupełnie niewiarygodny przez to), Lisbeth genialna, dużo lepsza niż szwedzka-jedna mina cały film (prawie taką samą plaską miala w najnowszym Sherlocku) i moim zdaniem własnie szwedzka ekranizacja to 1:1...do tego muzyka-wisienka na torcie
    BTW- 2. części szwedzkiej ekranizacji już nie dalam rady zmęczyła mnie po 15 min

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam całą trylogię, film obejrzę w piątek :) Im więcej czytam opinii, tym bardziej jestem ciekawa, jak bardzo mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  14. Trylogię oczywiście czytałam (2 razy) i obie wersje oglądałam. Moim zdaniem wersja szwedzka jest do bani, źle dobrani aktorzy, brak dopracowanej scenografii, a cala fabuła tak przycięta że miejscami trudno zorientować się, czy twórcom faktycznie o Millenium chodziło. Ja rozumiem, że mieli mniejszy budżet, ale mimo tego mam wrażenie, że szwedzka ekranizacja powstała na kolanie i w pośpiechu, zgodnie z wiarą w zasadę "kto pierwszy ten lepszy".

    OdpowiedzUsuń
  15. Anonimowy14:55

    Ameba, dokładnie takie same mialam odczucia...

    OdpowiedzUsuń