W dzień, w który, wyjątkowo, nie zabieram ze sobą kubka pełnego gorącej herbaty spóźnia się mój autobus. 20 minut przestępuję z nogi na nogę. Czekam. Marznę.
Choć, tak po prawdzie, nie jestem zaskoczona.
środa, 12 grudnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
złośliwość losu...
OdpowiedzUsuńWiadomo!
UsuńNastępnym razem na pewno kubka nie zapomnisz..;)
OdpowiedzUsuńTu nie o zapominanie chodziło. Pamiętałam.
UsuńPo prostu już nie miałam jak go zabrać.
coś w tym jest...:)
OdpowiedzUsuńFajny kubek :)
OdpowiedzUsuńOkulary wybrane. Bardzo miła pani optyk pomogła, doradziła. Kontrastowe nie sprawdziły się. Wybór padł więc na delikatne, z oprawką tylko w górnej części.
Jutro odbieram ;)
Sprawdza się więc teoria mówiąca o tym, że zawsze trzeba przymierzyć :)
UsuńZdecydowanie :)
Usuń20 minut na przystanku, skąd ja to znaaam ...
OdpowiedzUsuńja z takim kubkiem paraduję w pracy :)
OdpowiedzUsuńA Ciebie zapraszam na ciasteczkową akcję :)
a ja spacerkiem do pracy, 10 minut, oszronione rzęsy i skrzypiący śnieg pod nogami, zima brr
OdpowiedzUsuńmiłego dnia zielony-butku:)
joanna
Biznes-woman jezdzi autobusem?
OdpowiedzUsuń