Poniedziałek rozpoczął się od znienawidzonego dźwięku budzika i cotygodniowej myśli czy by jednak nie zostać dziś w domu.
Dzielnie wstałam, mimo, że nie zapiał jeszcze pierwszy kogut.
Padał deszcz, ale cóż, stwierdziłam, że taki urok jesieni.
Czarę goryczy przelał widok mojej Babci na przystanku.
Kochana kobieta, ale nie na podróż do pracy. Nie o 7 rano.
Nic nie będzie z tego tygodnia.
poniedziałek, 9 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przecież NIKT nie lubi poniedziałkowego wstawania.A jeszcze o 5 rano....
OdpowiedzUsuńz drugiej strony... masz pozytywnie nastawioną pościel... więc jak tu się nie zbudzić... z uśmiechem?
OdpowiedzUsuńzwłaszcza kiedy u stóp masz... cały świat...
w zasięgu dłoni...
:)
dobrze jest! nawet jak to ponieździałek ;)
komercja rządzi, że tak powiem.
OdpowiedzUsuńja nie miałam siły na to żeby wstać z łóżka, strasznie słaba byłam dzisiaj rano i zostałam w domu. nie lubię takich poranków.
śliczna pościel, taka pozytywna :)
Drogie Panie - jak wstaje to jest za ciemno, by widzieć pościel. Więc co mi po tym, że jest pozytywna? :)
OdpowiedzUsuń(Pościel jest prezentem ślubnym, więc jak ma być inna!)
taka młoda, a już mężatka :)
OdpowiedzUsuńNieodległa - nie aż taka młoda :)
OdpowiedzUsuń