Bo jeśli o gotowanie chodzi, to ja znacznie bardziej wolę piec.
W kuchni ograniczam się raczej do tostów, musli, kawy i siedzenia na blacie.
Za to mój Mąż!
Mój Mąż to zupełnie inna historia.
Choć, dziś, to ja ugotowałam makaron.
Składnik główny, jak wiadomo.
Et voila!
piątek, 13 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O,gotowanie makaronu to ważna rzecz!
OdpowiedzUsuńRaz mi się udało zagonić małżonka do garów.Chora wtedy byłam.
Pysznie mu wyszło.
A teraz się miga,niestety!
Mmmm :D
OdpowiedzUsuńNo Ktoś musi jeszcze przecież zapalić światełka ! Podział ról musi być :)
OdpowiedzUsuń....fajnie, że mąż z tych gotujących
Wygląda pysznie:) Ciekawy, impresyjny blog. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZeruya - innego bym nie brała! :)
OdpowiedzUsuńMałgorzato - a jak smakowało!
/dziękuję, miło mi :)
Wygląda pysznie...przepis proszę ;)
OdpowiedzUsuń