Bo zawsze można zostawić w domu komputer.
Przyjechać do pracy i zorientować się, że nie ma go na biurku.
A potem, z myślą o każdej uciekającej minucie, przejechać w śnieżycy prawie 50 kilometrów tylko po to, by komputer pracowniczy mieć w pracy.
środa, 21 grudnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
heh
OdpowiedzUsuńszczera prawda
i wtedy zamęt
co tam komputer... ;) MACIE ŚNIEG????
OdpowiedzUsuńdobrze, ze w tym pospiechu nic Ci się nie stało!
zdarzyło się i mnie :) i zazdrość mnie chwyta, bo ja muszę się w pracy męczyć na PC ;)
OdpowiedzUsuńAniu - mamy, mamy :) Od rana. Choć przyznam szczerze, że historia z komputerem zabiła mój świąteczny nastrój.
OdpowiedzUsuńDziękuję za troskę :*
Miałam kilka "momentów".
owieca - jak to mówią, for anything else it wouldn't be worth it :)
OdpowiedzUsuńOj.
OdpowiedzUsuńmiałam to samo w poniedziałek, choć kilometrów mniej i bez śnieżycy. W każdym razie - solidaryzuję się w bólu
OdpowiedzUsuńHehe... jak śnieg szybko stopnieje, to Ty miałaś chociaż okazję nacieszyć się nim na maksa ;)
OdpowiedzUsuńP.S. kto nie ma w głowie, ten ma dużo kasy na paliwo;)
Pozdrawiam, również zamotany galopek :)
Ewa - dokładnie.
OdpowiedzUsuńPech. Gdyby to było lato :P
OdpowiedzUsuńLynettee
..czasami i tak bywa...
OdpowiedzUsuńhahahahaha... super!!!!! Gratuluję! Ale widzę, że to nie tylko ja mam takie przygody :D Chyba dopadła cię już magia Świąt, co? :)
OdpowiedzUsuńAnuszko - no cóż, ja, mimo upływu godzin, jeszcze się z tego nie śmieję. I stawiam na zmęczenie.
OdpowiedzUsuń