W połowie schodów przypomina mi się, że czegoś zapomniałam.
Wracam więc do domu.
Nie siadam, nie rzucam niczego za siebie. Zapominam o prastarych przesądach. Spieszę się.
Dwadzieścia minut później zatrzymuję się o centymetr od samochodu, który usiłował wjechać w mój.
środa, 7 grudnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
następnym razem usiądź, ok?
OdpowiedzUsuńDelie - usiądę i bez namawiania. Przeraził mnie ten samochód (i fakt, że wychodząc po schodach przeszło mi przez myśl, żeby usiąść) - jest dziś u mnie dość ślisko, przez moment sunęłam po jezdni i zastanawiałam się czy uderzę.
OdpowiedzUsuńUsiąść trzeba i już! I pomyśleć, że kiedyś nie znałam tego przesądu...:-)
OdpowiedzUsuńE tam, nie ma co wierzyć w przesądy. Napewno świat nie zmieni swojego biegu bo nie splunęło się przez ramię ani nie usiadło na pupie. Kiedyś nie kładłam torebki na ziemi, dzisiaj kładę i nie widzę wpływu tych zjawisk na stan mojego konta ;)
OdpowiedzUsuńNie jestem przesądna ale jak wracam do domu bo czegoś zapomniałam, zawsze siadam na moment. Tak się jakoś nauczyłam :P
OdpowiedzUsuńPrzecież nie uderzyłaś.
OdpowiedzUsuńJakbyś usiadła bardziej byś się spieszyła i wtedy mogłoby być gorzej:)
dziękuję Ci, że jesteś ... wchodzę na Twojego bloga od roku i hym może to śmieszne ale nawet napisałam do Ciebie list... ale nie mam gdzie go wysłać więc wysyłam w próżnie ...
OdpowiedzUsuńczasem pewne sytuację, ludzie, o dziwo Blogi zmieniają Nasze życie i tak było w tym przypadku... dziękuję ... za przywracanie mi wiary w świat i że istnieje ktoś podobny do mnie
Sid - nie wiem co powiedzieć, naprawdę. Mój adres mailowy, gdzieś tu jest (katarzyna@sowinska.com.pl), adres pocztowy też nie jest wielką tajemnicą. Chętnie przeczytałam bym ten list, gdybyś miała ochotę go wysłać. Jeśli nie, dziękuję za wszystkie miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńeheheh zbieg okoliczności...
OdpowiedzUsuńPrzesądy to więzienie. Nie pozwólmy się w nim zamykać. Jako zbuntowana nastolatka tłukłam lusterka i nie bałam się czarnych kotów i kominiarzy...
OdpowiedzUsuńDziś, dużo lat później dalej myślę że życie trzeba brać na klatę. I żyć. Shit happens anyway.
Może umrę na raka a może nie.