Po wspólnym gotowaniu, rozmowach i zabawach z dziećmi siadamy przy stole.
Wydaje się, że niewiele się zmieniliśmy przez te lata.
Gdzieś w międzyczasie były trzy śluby.
Urodziło się dwoje dzieci.
Liczę ile lat minęło od dnia, w którym się poznaliśmy.
Dużo. Naprawdę dużo.
Lata mijają, coś się zmienia, być może najbardziej to na zewnątrz, a my... odrobinę poważniejsi, może obowiązków więcej, jednak uczucia, sympatie, miłości, pasje często wciąż takie same.Bynajmniej tak się wydaje.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcie na tle morza.Tej nocy wyjeżdżam. Tam. I przywiozę takie własne :)
Już nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam,
Monika.
Zatem udanego! :)
Usuńczas szybko leci...dzięki temu uzmysławiam sobie ważne rzeczy....
OdpowiedzUsuńAle jesteś. Jesteście. To najważniejsze.
OdpowiedzUsuńWydaje się, że nigdy nie było innej możliwości :)
UsuńCzasem dobrze mieć nadal w sobie coś z tego dziecka/czy nastolatka z czasów, kiedy poznało się tych wszystkich ważnych ludzi ;) To trzyma grupę razem :)
OdpowiedzUsuńW naszym przypadku nikt już nie był ani dzieckiem, ani nastolatkiem :)
UsuńSzkoda w sumie, że tych wszystkich ważnych ludzi poznajemy najczęściej w młodości, a potem, z biegiem lat coraz trudniej nam zawierać zupełnie nowe przyjaźnie. Zawsze mnie to zastanawiało, z czego, tak naprawdę, to wynika. Czy w młodości jest po prostu łatwiej, bo jest czas na wszystko? Sama nie wiem.
OdpowiedzUsuńTak, wydaje mi się, że to kwestia młodości. Dzieciństwa.
UsuńWychodziło się na podwórko i już miało nowych kolegów. Szło do szkoły i była tam caaała klasa do poznania.
A później dorośliśmy i nie mamy już w sobie tej ufności. Chęci otwarcia się. Poznania kogoś naprawdę.
Nie mamy też czasu.
I, nierzadko, pewnie też ochoty.
Otóż to. Lepiej nie mogłaś tego ująć :)
Usuń:)
UsuńI nie będę brnęła w to, że to tak naprawdę szalenie smutna refleksja.
To prawda. I, paradoksalnie, nowe formy komunikacji też tego nie ułatwiają ani nie zapewniają.
Usuń