To ta sama rozmowa. Powtarzamy ją od kilku lat.
Ona mówi o nieudanym związku, ja, że życie nie powinno tak wyglądać.
Ona, że o tym wie.
Nic się jednak nie zmieni. Ona nic nie zrobi. Nie znajdzie w sobie wystarczająco dużo siły.
Schemat, jak się okazuje, powielany od pokoleń.
Ewa, dyrektor
Znam tę historie.
OdpowiedzUsuńA mnie takie historie za kazdym razem irytuja, jakkolwiek negatywni to brzmi.
OdpowiedzUsuńCo innego nasze babcie, a co innego teraz.. Trzeba dbac o siebie, o swoje szczescie, i spokoj, bo przewaznie jest tak, ze nikt za na stego nie zrobi...
Prowadznie tych samych rozmowc od lat nic nie da, trzeba cos zmienic, podjac decyzje, pomyslec o sobie.
Mi to mówisz? U mnie jest zawsze akcja-reakcja.
UsuńI pewnie tym trudniej jest mi zrozumieć (albo może zaakceptować) niemoc innych.
No właśnie, okazuje się, że niezależność finansowa, nie zawsze idzie w parze z emocjonalną.
UsuńZastanawia mnie czasem, czy mężczyzna, będąc w podobnej sytuacji, też nie wiedziałby co zrobić, nie miałby siły. Pewnie nie. Czasem wydaje mi się, że niektóre kobiety wolą trwać w zawieszeniu bo tak jest łatwiej. Dla nich, dla otoczenia. Z drugiej strony boją się, że kolejny raz też im nie wyjdzie. A samotna kobieta jest gorzej postrzegana niż samotny mężczyzna. I koło się zamyka. Smutne te schematy, to prawda.
U mnie tez akcja-reakcja.. Wiadomo, ze nie zawsze sie tak da, i nie kazdy ma mozliwosc od razu podjac taka decyzje. Ale ze swojego doswiadczenia, i z doswiadcznia bliskich mi kobiet wiem, ze niema nic gorszego jak tkwienie w marazmie, bycie nieszczesliwa, rozgoryczona, i mimo wszytskoe niepodejmowanie zadnych zmian. Kazdy czlowiek obawia sie nowego, to przeciez jest normalne. A definiowanie sie przez to co powiedza inni, jak to bedzie wygladalo jak bede sama, i poprzez zycie w toksycznym, ale zawsze zwiazku jest najgorszym co mozna zrobic...
UsuńWydaje mi się,ze mimo wszystko potrzeba wielkiej odwagi,żeby podjąć decyzję o rozstaniu. Nie wiem z czego to wynika, bo sama nie znalazłam się w takiej sytuacji. Być może to strach przed samotnością, przed tym, co nie znane,przed zupełnie innym życiem. Czasem brak zrozumienia i wsparcia w rodzinie, wśród znajomych.
OdpowiedzUsuńMoja znajoma niedawno rozwiodła się po 6 latach małżeństwa. Wiem ile ją to kosztowało.Ile razy odchodziła i wracała. Ile było rozmów, próśb, płaczu, nadziei. To wszystko trwało ponad dwa lata, zanim zebrała w sobie tyle siły i odwagi, by odejść.
To chyba nie zawsze jest taka łatwa decyzja jak nam się wydaje, na pewno nie dla wszystkich.
To jest bardzo trudne.
UsuńI jeśli chce się zrozumieć lub pomóc trzeba przyjąć do wiadomości, że nic nie jest tylko czarne, albo tylko białe. I że to wszystko trwa. Czasem całe lata.
Ja nie tyle rozumiem, co przyjmuję do wiadomości.
Decyzja o rozstaniu prosta nie jest, ale trzeba znaleźć w sobie siłę i zrobić ten krok, jeśli to jedyne wyjście, by coś zmienić. Najważniejsze - być konsekwentnym, nie przejmować się gadaniem innych, "bo co ludzie powiedzą"... Tylko myśleć o sobie i swoim szczęściu. Wsparcie bliskich jest ważne. Bez tego jest jeszcze trudniej... Czasy się zmieniają i coraz więcej kobiet reaguje i to jest ważne.
OdpowiedzUsuńcóż mogę dodać więcej...dziewczyny wyżej dobrze napisały...uważam podobnie i podziwiam osoby, które podejmują decyzję o rozstaniu...ciężki orzech do zgryzienia....
OdpowiedzUsuńNie mam pewności, czy chodzi tu tylko o podjęcie TEJ decyzji. To raczej ciągła kwestia mierzenia się ze samym sobą. Z tym, że tak naprawdę nie chcemy się zmieniać. To trudne do zaakceptowania w sobie, a potem trudniejsze jeszcze stawienie temu czoła. Człowiek z namaszczeniem powiela schematy, które zna. Nawet jeśli paradoksalnie bywają one destrukcyjne. To praca na lata. To temat nie do ujęcia w kilku zdaniach. Uogólnianie też bywa trudne w tej kwestii. Freud miałby wiele do powiedzenia w temacie :)
OdpowiedzUsuńTylko że Freud zajmował się głównie męską psychiką, więc nie wiem czy akurat w tym temacie byłby pomocny.
UsuńHistoria stara jak świat! W moim gronie bliższych i dalszych znajomych mnóstwo takich sytuacji teraz. I ja również nie rozumiem ale przyjmuje do wiadomości.....
OdpowiedzUsuńSama choć zupełnie mnie ten temat nie dotyczy; postąpiłabym zupełnie inaczej niż ta czy tamta.
Kocie w butach, skasowalas konto na Instagramie?
UsuńCzy ja w jakis magiczny sposob nie mam Ciebie juz na liscie do podgladania? :-(
Skasowalam :)
UsuńO nieeeee :-(
Usuńdlaczegoooooo :-(
Long story...a kto Ty jestes? Tarsis? Znamy sie z Ig?
UsuńNie wiem czy sie "znamy", ale mialam Cie w swoich obserwowanych, i bardzo lubilam :-)
Usuńharibo_bride ;-)
O proszę! Nie wiedziałam żeś haribo_bride :)
Usuńo proszę! ja też nie wiedziałam! koty_w_butach- why?
UsuńO proszę!!! To Ty:))) Wlasnie chodzilo mi o "znamy sie", czyli sledzimy na IG. Zle to po prostu ujelam.
UsuńPozdrawiam Was najmocniej!
Lecz czy to tylko kwestia siły? Nie wiem jak jest w sytuacji E. ale czasem nie chce się odchodzić bo wiele rzeczy jest po prostu DOBRYCH. Tego nie zakwestionuje rodzina, ani przyjaciele. Tylko w chwilach cierpienia pojawiają się wątpliwości. I jak tu ocenić czy to cierpienie jest akceptowalne (bo nie ma rózy bez kolcy) czy jest zbyt wielkie. Wiem tylko, że ja porozstaniu poczułam ulgę choć to nie ja odeszłam. Trzymam kciuki za E.
OdpowiedzUsuńI ja trzymam za Nią kciuki.
UsuńNiektórym jest zbyt wygodnie by odejść...
OdpowiedzUsuńNiektórzy wolą mówić, jak bardzo jest 'źle'.
Często nie wierzę w takie historie...
Skąd ja to znam... dokładnie taką samą rozmowę z tym samym zakończeniem...
OdpowiedzUsuńA mnie denerwują komentarze typu "choć temat mnie nie dotyczy, postąpiłabym zupełnie inaczej". Jasne. Łatwo jest dawać gotowe recepty, kiedy nie o nasze życie chodzi.
OdpowiedzUsuńW niektórych sytuacjach za mało nas samych. Naszych pragnień. Tylko czy na pewno jesteśmy świadomi czego chcemy? Co czujemy?
OdpowiedzUsuńDziałanie - tylko wtedy możemy się przekonać o czymś i odkryć coś nowego. A może, nawet, samych siebie na nowo.
czasem, żeby zrobić duży krok w życiu, potrzeba niemało odwagi. Niektórzy nie mają jej wystarczająco dużo...
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie tej sytuacji we własnym życiu. Znam związki, które w takim stanie trwają "dla dobra dzieci" czemu przyglądam się z rosnącym zdziwieniem. Przecież kiedyś te właśnie dzieci prawdopodobnie powielą schemat i przez resztę życia będą się poświęcać dla czyjegoś dobra, przeklinając pod nosem lub popłakując nocami. Choć trzeba przyznać, że czasami to zwykła wygoda. Niestety.
OdpowiedzUsuńA jak myślisz z jakiego związku jest E.?
UsuńDla mnie to nie tyle co i nie tylko brak odwagi, stanowczości i zdecydowania, brak siły dla udźwignięcia konsekwencji decyzji którą się podejmuje.
OdpowiedzUsuńAle przede wszystkim... pozbawienie siebie samej innego losu, niedopuszczenie do możliwości, do zdarzenia, do wydarzenia się tego co może się stać w innej konstelacji. Pozbawienie siebie samej szansy.
Nie mówię że to coś będzie lepsze, dużo lepsze... ale inne.
A to inne może być spełnieniem, szczęściem, przeznaczeniem.
Tak bardzo trafione jest to, co napisałaś o szansie.
UsuńKażdy zna taką historię... znam i ja
OdpowiedzUsuńAle powiem... że też jestem słuchaczem, bo gdybym napisała ze taką rozmowę prowadzę... ja tylko jestem, słucham. I przytulam, po dłoni głaszczę, łzę ocieram, czasem uśmiecham się gdy pada "i co ja mam robić?", odbieram telefon w środku nocy, jadę pod blok.
OdpowiedzUsuńCiekawe jaką musi być, jakie musi mieć cechy w sobie ta jedna... która schemat przełamie.
wystarczy impuls. można obudzić się w nocy i dostać olśnienia, że to właśnie dziś rano spakuje się walizki. wiem z doświadczenia, że się da tylko trzeba chcieć zamiast ciągle tkwić i narzekać.
OdpowiedzUsuńdecyzja nie koniecznie musi być drastyczna... może wystarczy się postarać... obustronnie... czcze gadanie i wracanie do tego samego punktu wyjścia nic nie wskóra... każdy związek żeby dobrze funkcjonował wymaga nie lada poświęceń i dużo pracy... ale to leży po obu stronach... jeśli któraś nie jest szczęśliwa ale nic z tym nie zrobi bo rzecz jasna zapewne wini tą drugą stronę za swoje unieszczęśliwienie, to jeśli ta druga strona nic z tym nie robi to zapewne dlatego tylko że czuje się dokładnie tak samo. ja jestem fanką teorii że rzadko dostaje się w zamian więcej niż to co się samemu daje... i czasami trzeba sprawy w swoje własne ręce wziąć i zacząć się starać tak dwa razy bardziej, albo nawet trylion razów bardziej jak trzeba... a jeśli to nie podziała to drastyczne wyjścia chyba zostają już wtedy jedynymi opcjami...
OdpowiedzUsuńJejku... jak to strasznie brzmi... te kilka Twoich zdań... to jest tak prawdziwe, że aż boli :( Oby jednak się odważyła...
OdpowiedzUsuńMnie boli samo słuchanie.
UsuńTo, że nie mogę Jej pomóc. W żaden, absolutnie, żaden sposób.
Ja jestem bardzo cierpliwa, ale są takie momenty, kiedy czara się przelewa i wtedy koniec. Tak też zrobiłam ostatnio. Problem jest chyba w tym, że kobiety w takich sytuacjach nie wyobrażają sobie co będzie dalej- nie widzą życia po rozstaniu. A jest życie. i zazwyczaj dużo lepsze...
OdpowiedzUsuń