To była nasza trzecia przeprowadzka. Tym razem ta niechciana. Okazało się, że mamy zdecydowanie za dużo potrzebnych rzeczy. I jak zawsze, że jednak życie można spakować w pudła i kartony.
mieszkam z teściową, a właściwie to u teściowej. mamy wspólną łazienkę, wspólna kuchnię, korytarz itd. My (ja, mąż, Jagna) zajmujemy 2 pokoje, teściowa jeden. Mieszkanie (w domu jednorodzinnym, na dole mieszkają sąsiedzi) miało byc nasze (męża i moje), ale okazuje się, że rodzeństwo męża chce sporo kasy za swoje części a i tak nie byłoby to nasze, bo zostaje pół mieszkania teściowej./ Po tych wszystkich perypetiach i dowiedzeniu się różnych haczyków związanych z tym domem ja już tam mieszkać nie chcę. Od jakiegoś czasu czuję, ze to nie moje miejsce, nie moja bajka ... nie chcę tak mieszkać, z teściową, która ogólnie jest dobra kobieta, ale nadajemy na innych falach ... każda ma inne podejście do życia. Chce oddychać, chce leniuchować, chce prowadzić takie życie w domu jak ja chcę, a nie takie, jak wypada z teściowa. A teraz, gdy sprawy przybrały taki a nie inny obrót, jak zaczyna mąż się do tego przekonywać do wyprowadzki, szukamy, rozmyślamy to teściowa doznała udaru (na całe szczęście wersja light-owa, że się tak wyrażę) i teraz nie wiem. Co robić? Wiem,. że nie wytrzymam tak dłużej, drażni mnie wszystko począwszy od jej obecności za ścianą po każdy centymetr tego domu, który działa mi na nerwy. Chcę obchodzić święta tak jak chcę, nie chcę dzieciaków męża rodzeństwa na święta, na ferie, na wakacje. nikt się z nami nie liczy, nie pyta czy może. W końcu to babci dom, mogą podrzucać dzieci kiedy chcą. My nie mamy nic do gadania ... drażniące wszystko! myślę, chociaz w sumie wiem czego chce, ale trudno to w tych czasach zdobyć :(
to tak pokrótce.
Ps. mąż o tych moich rozterkach wie, nie wzruszony, przynajmniej nie w takim stopniu jakbym chciała :(
magdaleno - pamiętam, jak przed naszą drugą przeprowadzką mieszkałam kilka miesięcy z rodzicami. I to też nie było już moje miejsce, bo od czasu, kiedy mieszkałam z nimi po raz ostatni nauczyłam się żyć po swojemu. Tak więc rozumiem. Rozumiem i mam nadzieje, że wszystko Wam się ułoży.
A to nie jest tak, że zawsze mamy za dużo potrzebnych rzeczy? Bo dla mnie coraz częściej wszystko wydaje się niezbędne, a wyprowadzka z akademika tuż, tuż...
można spakować ... ja tez chcę je spakować i uciec.
OdpowiedzUsuńmagdaleno - no właśnie, ja nigdy nie pytałam, ale co jest nie tak z Twoją sytuacją mieszkaniową (jeśli mogę zapytać)?
OdpowiedzUsuńprzeprowadzki są straszne. Chociaz jedna juz za nami. A jakos mimo wszystko marzy mi się nowa :)
OdpowiedzUsuńA u Was juz po? pokaż pokaż nowy domek :)
Takie zycie - człowiek się tuła bez przerwy, "werbalnie lub niewerbalnie".
OdpowiedzUsuńGrunt, by mimo mniejszej przestrzeni pomyślnie się Wam żyło.
Pozdrawiam
ach ... długo by opowiadać (a może i nie?)
OdpowiedzUsuńmieszkam z teściową, a właściwie to u teściowej. mamy wspólną łazienkę, wspólna kuchnię, korytarz itd. My (ja, mąż, Jagna) zajmujemy 2 pokoje, teściowa jeden. Mieszkanie (w domu jednorodzinnym, na dole mieszkają sąsiedzi) miało byc nasze (męża i moje), ale okazuje się, że rodzeństwo męża chce sporo kasy za swoje części a i tak nie byłoby to nasze, bo zostaje pół mieszkania teściowej./ Po tych wszystkich perypetiach i dowiedzeniu się różnych haczyków związanych z tym domem ja już tam mieszkać nie chcę. Od jakiegoś czasu czuję, ze to nie moje miejsce, nie moja bajka ... nie chcę tak mieszkać, z teściową, która ogólnie jest dobra kobieta, ale nadajemy na innych falach ... każda ma inne podejście do życia. Chce oddychać, chce leniuchować, chce prowadzić takie życie w domu jak ja chcę, a nie takie, jak wypada z teściowa. A teraz, gdy sprawy przybrały taki a nie inny obrót, jak zaczyna mąż się do tego przekonywać do wyprowadzki, szukamy, rozmyślamy to teściowa doznała udaru (na całe szczęście wersja light-owa, że się tak wyrażę) i teraz nie wiem. Co robić? Wiem,. że nie wytrzymam tak dłużej, drażni mnie wszystko począwszy od jej obecności za ścianą po każdy centymetr tego domu, który działa mi na nerwy. Chcę obchodzić święta tak jak chcę, nie chcę dzieciaków męża rodzeństwa na święta, na ferie, na wakacje. nikt się z nami nie liczy, nie pyta czy może. W końcu to babci dom, mogą podrzucać dzieci kiedy chcą. My nie mamy nic do gadania ... drażniące wszystko!
myślę, chociaz w sumie wiem czego chce, ale trudno to w tych czasach zdobyć :(
to tak pokrótce.
Ps. mąż o tych moich rozterkach wie, nie wzruszony, przynajmniej nie w takim stopniu jakbym chciała :(
magdaleno - pamiętam, jak przed naszą drugą przeprowadzką mieszkałam kilka miesięcy z rodzicami. I to też nie było już moje miejsce, bo od czasu, kiedy mieszkałam z nimi po raz ostatni nauczyłam się żyć po swojemu. Tak więc rozumiem. Rozumiem i mam nadzieje, że wszystko Wam się ułoży.
OdpowiedzUsuńKass - też tak myślę. A poza tym mam dobre przeczucie co do tego mieszkania :)
OdpowiedzUsuńAniu - pokażę, pokażę :) Ale póki co jestem w fazie ciągłego sprzątania.
OdpowiedzUsuńsprzątanie jest baaardzo oczyszczające ;) to czekam :D
OdpowiedzUsuńZ pewnością...
OdpowiedzUsuńZawsze powtarzam "byle gdzie, ale grunt, że we dwoje" ;-)
PS. Również niecierpliwie czekam na - odsłonę nowego mieszkania.
A to nie jest tak, że zawsze mamy za dużo potrzebnych rzeczy? Bo dla mnie coraz częściej wszystko wydaje się niezbędne, a wyprowadzka z akademika tuż, tuż...
OdpowiedzUsuń